Friday, May 30, 2014

Wild Animal Safari - Pine Mountain, GA

Zacznę od tego, że po siedmiu miesiącach ogarnęłam, że przecież mogę sobie ustawić dwie klawiatury w laptopie - amerykańską i polską - i nie mam problemu z pisaniem polskich znaków. Trochę nad tym siedziałam, bo generalnie to słabo znam się na tego typu rzeczach, ale w końcu się udało. Lepiej późno, niż wcale, nie? Teraz tylko muszę się od nowa przyzwyczaić do pisania polskich literek...

Tematem dzisiejszej notki jest bardzo fajne miejsce, leżące jakieś 45 minut na południe ode mnie. Miasto nazywa się Pine Mountain (pisałam już o tej miejscowośći przy okazji Callaway Gardens - KLIK), a miejscówka to Wild Animal Safari (KLIK). Jeśli mieszkacie w Georgii lub okolicach, to zabierzcie tam swoje dzieci! Będą zachwycone. 
Miejsce to dzieli się na dwie części. W pierwszej jeździ się po rezerwacie, gdzie jest sporo zwierząt, które łażą sobie po prostu bez żadnych klatek i witają się z ludźmi, wsadzając głowy do aut... Przy kupnie biletów (my zapłaciliśmy w sumie $76 - dwie dorosłe osoby + 4letnie dziecko) dostaje się też torebki z pokarmem, którym można karmić zwierzaki. Można jechać swoim samochodem, jeśli ktoś nie boi się, że karoseria zostanie porysowana, lub że wszystko będzie obślinione (sprzedają tam ręczniki do wycierania ewentualnej śliny zwierząt). Można też wsiąść do autobusu z grupą innych ludzi, ale to bez sensu, bo to taki szkolny autobus, czyli okna są wysoko i właściwie żadnego zwierzaka nie można nawet pogłaskać. Inną opcją jest wypożyczenie jednego z ich aut, ale na to trzeba czekać zazwyczaj godzinę-półtorej, a jak jest sezon wakacyjny, to nawet dłużej.
Druga część, to takie małe zoo, czyli zwierzęta w zagrodach i klatkach. To podobało mi sie mniej, bo jak widziałam, jak strasznie małe klatki miały małpy, wilki lub ryś, to złapałam się za głowę.

Tak czy siak, było bardzo fajnie. Mnie i Nathanowi się podobało, a Alicia to w ogóle była zachwycona :). Chciałam zrobić jakieś fajne zdjęcia, ale ciężko, bo te zwierzęta nie są najlepszymi modelami i zmieniają pozycje trochę za szybko ;). 

Na początek filmik, do którego przeniesiecie się, po kliknięciu na obrazek poniżej, a później parę zdjęć... Filmik nagrałam, bo już się wkurzałam, że mi te ich głowy tak szybko latają i nie mogę zrobić fotki. Przynajmniej tu coś wyszło!




Dostałam kolejną małpkę od Alicii ;).


To jest dziwne zwierzę... "Zedonk" czy też "zonkey" od "zebra" i "donkey".
Połączenie zebry i osła. 
Gdzieś tam był też "liger", czyli "lion" i "tiger" - krzyżówka lwa i tygrysa.
Ale nie zrobiłam zdjęcia, bo za szybko się przemieścił i nie zdążyłam.

I tak sobie byczki odpoczywają tuż przy drodze.



Auta, które można sobie wypożyczyć.




Ah, ten długi język :P.



Nawet sobie nie wyobrażacie, jak okropny był ten smród, gdy ten oto osobnik
powyżej otworzył pysk... Prawie umarłam tam, siedząc obok.

Świnki trzy :D.






Jedyny, który chciał mi pozować!

Shetland pony - kuc szetlandzki.
Słodziak!

Tak bardzo zrelaksowane i zadowolone alpaki.

"Old MacDonald had a farm..." - kojarzycie piosenkę?

To owłosienie! Cudo.

Do tej rurki można wrzucać jedzenie dla nich. Małpy, jako dość inteligentne 
stworzenia, zaglądają do środka albo łapią rurkę łapami i potrząsają,
w oczekiwaniu na to, aż ktoś w końcu wrzuci chrupki.




Do następnego!
Aga


PS. Czy są jakieś konkretne tematy, o których chcielibyście przeczytać na moim blogu? Program au pair, życie w Ameryce, ja, host family albo cokolwiek? Jeśli macie coś takiego, o czym chętnie byście poczytali lub macie jakieś pytania, to dajcie znać :).

Saturday, May 24, 2014

Destin, FL - wymarzone miejsce na wakacje!

Jak juz wszyscy wiecie, moj wyjazd do Chicago nie wypalil niestety. Musialam, tzn. raczej chcialam, znalezc cos innego do roboty. Wybor stanal na Destin, czyli miasto polozone nad Zatoka Meksykanska w polnocno-zachodniej czesci Florydy. Podroz autem z Atlanty zajmuje 5 godzin, a roznica czasu z Georgia to 1 godzina do tylu (strefa czasowa zmienia sie dokladnie na granicy stanow Georgia i Alabama). W tamta strone GPS prowadzil nas jakimis zadupiami, bez kitu. W drodze powrotnej wybralismy juz normalna droge i nie bylo problemu z jakimis zamknietymi ulicami i tego typu sprawami, ktorych nie lubie. 
No i w drodze powrotnej trzeba bylo cos zjesc, a jak sie czlowiek znajduje po srodku niczego, to ciezko oczekiwac czegos dobrego. Decyzja padla na Waffle House, gdzie nie bylam nigdy wczesniej, no ale jest to miejsce, ktore znajdzie sie doslownie wszedzie. Nawet ihop byl 1.5 godziny dalej... I stwierdzilam, ze mialam racje, iz do tej pory nie chcialam tam isc. No dajcie spokoj, nazwa Waffle House, a maja 3 wafle na krzyz :D. Kelnerka za to od razu na wstepie powiedziala: "nie mieszkacie tu, prawda? Wygladacie na pochodzacych z miasta". 


Odwiedzilam juz kilka miejsc nad oceanem (lacznie z moja wymarzona Kalifornia, jak juz wiecie), ale przyznaje bez bicia, ze Destin stalo sie moim ulubionym miejscem jak do tej pory. I musze tez powiedziec, ze ten weekend byl jednym z najfajniejszych, jakie dane mi bylo przezyc, bedac w Stanach przez te siedem miesiecy.

Co tu wiecej opowiadac... Pogoda byla przecudowna! Tak samo jak widoki, cieplutki ocean, nie bylo zbyt tlocznie... Zyc, nie umierac. Nie moge sie doczekac, kiedy tam wroce, ale nastepnym razem chcialabym troche dluzej, niz tylko weekend. Jakie to bylo super uczucie moc spedzic czas w oceanie i nie czuc zadnego chlodu ani w wodzie, ani po wyjsciu z niej. W ogole to mimo tego, ze jestem tak opalona (serio, taka opalenizna na moim ciele, to straszna nowosc! normalnie jestem biala jak sciana), to bylam chyba najjasniejsza osoba na plazy. Komentarz, jaki uslyszalam po powrocie: "przylecialas jak wampir, a teraz wygladasz jak meksykanka". Wiecie, nie czytajcie tego az tak doslownie :).

Ciekawostka niech bedzie to, ze miejsce, w ktorym nocowalismy, bylo ogrooooooooomne. Pani w recepcji raz powiedziala jakiejs osobie, ktora dzwonila z jakims problemem po raz kolejny dokladnie to: "nasz resort ma az 240 akrow i nie jest tu pani sama". Z tego, co widzialam, wszystkie budynki razem wziete maja ponad 1.000 pokoi! I wszystko bylo zajete. Mimo to nie czuc bylo tego tlumu. Amerykanie maja jakiegos fiola na punkcie golfa i mnostwo ludzi jezdzi w to miejsce wlasnie po to. Poza tym, ja nie za bardzo rozumiem, czemu ludzie siedza nad basenem lub kapia sie w nim w momencie, gdy ocean znajduje sie zaledwie kilka krokow dalej. Moze i Wy to lubicie, spoko. Ja po prostu nie rozumiem :). 

Jeszcze jedna super rzecza bylo plywanie motorowka wodna! Strasznie mi sie podobalo. Predkosc 50mph, czyli niecale 81km/h. To bylo takie super!!!! W dodatku po drodze widzielismy delfiny, co rowniez bylo mega. W planach bylo wykupienie specjalnej wycieczki (jak na Hilton Heal Island, o czym pisalam jakis czas temu), ale nie bylo takiej potrzeby, bo widzielismy je przy okazji motorowki. I niektore byly naprawde blisko! Nagralam filmik na pamiatke, wiec mozecie go sobie zobaczyc, klikajac na obrazek ponizej. Dlugi wyszedl, troche za dlugi, ale to juz trudno sie mowi. Nie chcialo mi sie skracac, przyznaje. Z gory przepraszam za moj glos. Zapomnialam sie zamknac ;).


Kurde, w prawie kazdej mojej notce da sie wyczuc nieslabnaca ekscytacje i doskonale zdaje sobie z tego sprawe. No ale coz, tak to juz jest, ze od momentu, kiedy tu przyjechalam, zrobilam tyle rzeczy, ktore w moich oczach sa niesamowite i tyle jeszcze przede mna, ze nie moge wypowiadac sie inaczej :).

Zdjecia!

Fajna roznica koloru wody! Zielono-niebieski :).











Pustki na plazy przy zachodzie slonca.

Placki ze slodkich ziemniakow z syropem, lekko pikantnymi orzechami i bita smietana. 
Pyszka! Normalnie nie robie zdjec jedzenia, ale wtedy nie moglam sie powstrzymac.

Piekna papuga! Niestety nic nie powiedziala, ale moze byla zbyt leniwa czy cos :P.

Nathan i ja na motorowce! 



Najwiekszy haczyk na ryby na swiecie...




Lody Oreo! Staly sie moimi ulubionymi... No, prawie. Zaraz po cytrynowych.

PS. Stuknelo mi juz 200 dni w Stanach! Za dwa miesiace trzeba bedzie ogarniac przedluzenie ;).
PS2. Doszlam do wniosku, ze nie moge pisac notek w momencie, gdy mam zaledwie 10 minut wolnego (jak ta poprzednia), bo wychodza mi jakies zdania bez ladu i skladu.