Friday, December 26, 2014

Ja jak zwykle na przekór... nie lubię świąt!

Święta Bożego Narodzenia... Cóż. Najpierw pokażę Wam, co kupiłam Alicii i poopowiadam nieco, a potem wyjaśnię, co myślę o tych dniach ;-). 

Święta tutaj są głównie dla niej, bo wiadomo, ekscytujące jest dla niej to wszystko. Lubi dostawać prezenty, lubi rysować i ozdabiać dom, przyklejając owe rysunki na zewnątrz, lubi pakować prezenty, itp. Fajnie jest więc jej w tym potowarzyszyć. No i oczywiście Margie jest tradycjonalistką. Miałam znaleźć coś dla Alicii i znowu postanowiłam polecieć inaczej, niż w zabawki, których ma już wystarczająco. Tzn. wiecie, według niej ta ilość, którą ma, nie jest wystarczająca, ale według mnie zdecydowanie jest ;-). Poza tym jakby dostała miśka, to rzuciłaby go w kąt po jednym dniu i wróciłaby do swoich ulubionych rzeczy... Takie życie. No i my często siedzimy sobie razem i robimy różne rzeczy, więc chcialam znaleźć coś w tym kierunku. Ciężko było, bo większość rzeczy, które widziałam, to jakieś zestawy do manicure i pedicure dla małych dziewczynek czy nawet zestawy do makijażu. Ja nie popieram tego typu rzeczy, ale o tym wypowiem się może innym razem, zobaczę. Znalazłam więc coś innego, z czym sama miałabym zabawę i pomyślałam, że już ją poznałam na tyle dobrze, że mogłam być pewna, że jej się spodoba. I na szczęście miałam rację! Poduszkę ogarnęłyśmy już wczoraj i jest gotowa, więc szybko poszło. Książki zostawia na później...


Ubraliśmy dwie choinki... Ta po prawej jest żywa i postawiliśmy
ją na górze, a ta po lewej sztuczna i stoi sobie w jadalni :-). 
Na tej po lewej zabrakło łańcucha i w końcu zapomnieliśmy dokupić,
więc jest tylko na dole, ale nikomu to nie przeszkadza.





Czasami niektórzy mają naprawdę ładnie i ciekawie ozdobione domy i czasem patrzę myśląc sobie woooooow, ile oni pracy musieli w to włożyć!, ale inni lecą na ilość, zamiast na jakość. Te dwa domy na trzech ostatnich fotkach nie podobają mi się w ogóle. Pierwszy to takie narzucanie światełek na siłę, byleby się tylko świeciło i było kolorowo! Takie mam wrażenie. A drugie to chyba jakiś konkurs na najwięcej ozdób świątecznych czy coś. I ten dmuchany Snoopy wszędzie! O co w tym chodzi? To kompletnie nie mój styl, ale skoro komuś się to podoba, to spoko. W końcu to ich domy i mnie się to podobać nie musi :-).

Jeśli chodzi o moje zdanie na temat świąt, to nie jest do końca pozytywne, co pewnie Was w ogóle nie zdziwi. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że ja zazwyczaj mam trochę inne zdanie. Przestałam lubić te dni dobre kilka lat temu, bo wszystko się zmieniło po śmierci mojej mamy. Przestało być fajnie, przestało być radośnie i magicznie. Przez kilka lat, jak jeszcze byłam dzieckiem i generalnie nie miałam za bardzo możliwości decydowania o tym, co robię (jak większość dzieci), uczestniczyłam w Wigilii i co rok byłam zawiedziona tym, jak wszystko wyglądało. Z czasem zaczęłam zauważać, co tak naprawdę się działo... Czyli ile stresu jest przed; że trzeba robić zakupy; wszystko jest drogie i wydaje się dużo pieniędzy; wszyscy są w biegu; dzwonią telefony z życzeniami od kogoś, z kim normalnie nie rozmawia się w ogóle, co w moim przekonaniu jest bardzo sztuczne; że wszyscy zaganiani są do roboty nawet, jeśli nie mają ochoty... I to wszystko na jeden wieczór, po którym wszystko trzeba posprzątać i zazwyczaj marnuje się sporo jedzenia. Zaczęłam wyrabiać sobie swoje własne zdanie i martwić się o siebie bardziej. Dlatego przestałam uczestniczyć w czymkolwiek związanym ze świętami kilka lat temu i po prostu odpoczywałam, bez bycia częścią tej całej szopki. Nie podobało się to paru osobom, ale cóż... Trudno, ja się nie będę do niczego zmuszać. Według mnie, Boże Narodzenie to jedna wielka akcja pt. kto zje więcej i wyda mniej i wszyscy nastawieni są na zysk. Czytałam kilka artykułów w internecie, jak to ludzie narzekali na to, jakie dostali prezenty i oburzali się, że oni nigdy więcej nikomu nic nie kupią, skoro innych nie obchodzi to, co oni chcą! To naprawdę o to w tym wszystkim powinno chodzić? Nie wydaje mi się... Dochodzi tutaj też kwestia religii i ludzkich przekonań, ale w to nie chcę się zagłębiać, bo nawet, jeśli nie rozumiem, to szanuję Was i Wasze opinie.
Jeśli chodzi o to, jak wszystko wygląda tutaj... Nie lubi świąt, a ubiera choinkę! - pomyślicie. No tak, bo lubię światełka, lubię ozdoby, lubię ten zapach drzewka, lubię czas spędzany z innymi przy dekorowaniu. Lubię zacięcie Alicii w pomaganiu i jej ekscytację przy zaświecaniu choinki. W Polsce tego nie robiłam, ale tutaj inaczej to wygląda. Nie widzę w tym jednak żadnej symboliki, żadnego ukrytego znaczenia. Światełka w pokoju można mieć cały rok, nie tylko w Boże Narodzenie. Alicia nie wierzy w żadnego św. Mikołaja, więc doskonale wie, że prezenty są od nas i ma niesamowitą radochę w odpakowywaniu ich i wręczaniu upominków innym w czasie, gdy wszyscy, tzn. ja, Nate i Margie, siedzimy na kanapie, przegryzając chipsy ;-). Przy tym wszystkim, nie ma u nas żadnej kolacji ani gości, ani nic poza tym, o czym wspomniałam powyżej.
Każdy jest inny i nie chcę tu nikogo obrazić ani nic. Jeśli jesteście wierzący i obchodzicie święta, to super, naprawdę. Wyrażam tu tylko swoje zdanie i zaznaczam, że wszystko napisane jest dość pobieżnie i ten fragment NIE zawiera szczegółów z mojego życia, bo, wbrew pozorom, nie opowiadam tu o wszystkim :-).

Także jeśli obchodzicie święta, to mam nadzieję, że spędziliście fajny czas! Że mogliście sobie odpocząć, porozmawiać z bliskimi i pojeść bez zbędnych nieporozumień i niepotrzebnego stresu :-)!


Do następnego!
Aga

Sunday, December 21, 2014

Savannah & Tybee Island

Hejka! Co słychać? Dzieje się coś ciekawego? Jakieś interesujące plany na okres świąteczny i Sylwestra? Albo jakieś mniej interesujące :-)?

U mnie jakoś leci... Raz lepiej, raz gorzej, ale do przodu! Teraz jest 11:45am i jestem jakaś dziwnie zaspana, a wstałam godzinę temu, czyli dość późno. Chyba ta pogoda też tak trochę działa, bo jakoś tak ponuro jest dzisiaj; pewnie będzie padać później. Wczoraj zrobiłam rundkę dookoła w poszukiwaniu prezentu gwiazdkowego dla Alicii i kupiłam dwie fajne rzeczy, które sama mogłabym dostać. Pokażę Wam niedługo. Dzisiaj pojadę jeszcze kupić jej jakieś ciuszki, bo wczoraj były taaaaakie kolejki, że nie chciało mi się czekać. I chyba sama sobie zrobię prezent, bo widziałam fajną sukienkę ;-).

Niedawno wybraliśmy się na weekend do Savannah, czyli do nastarszego miasta w Georgii. Od jakiegoś czasu myślałam o odwiedzeniu tego miejsca, bo to tylko 3,5h drogi od nas, a jakoś nigdy się nie składało. Wpadliśmy też na Tybee Island, która jest najdalej wysuniętym na wschód punktem w Georgii. 



Fajnie, że jest poza sezonem, bo nie było tłumów nigdzie i można było spokojnie sobie połazić tu i tam. Nie zadziało się nic jakoś szczególnie ciekawego i nie znalazłam nic mega interesującego, więc skończyło się na spacerach, co też było fajne. Wpadliśmy jednak do Wildlife Center, do którego wejście kosztowało zaledwie $5. Łaziliśmy po lesie i patrzyliśmy na zwierzaki ;-). Pokażę Wam parę fot... Zapomniałam aparatu, ale poratowałam się telefonem, wiec jest okej.

Nigdy wcześniej nie zmusiłam się, by wstać o 6 rano po to, by popatrzeć
na wschód słońca... 

...aż do tego razu! I nie żałuję :-).


Zanim ktoś wyrzuci cokolwiek do wody... Zobaczcie, ile czasu
te wszystkie rzeczy tam są!




Znaki drogowe w kształcie żółwi.






Ten park to punkt, który "musicie" zobaczyć, gdy odwiedzacie Savannah.
Szczerze? Nie do końca rozumiem, czemu. Park, jak park... Drzewa,
ławki, jedna fontanna. Nawet zbyt duży nie jest. No ale wiadomo,
co kto lubi! Fajne miejsce, by odetchnać i posiedzieć w spokoju, 
ale w rankingu na wysokim poziomie bym tego nie umieściła.



Wildlife Center

puma

ryś amerykański


wilk


Co tam jeszcze... Chyba nic. Mam kilka postów w roboczych, ale jakoś nie mam za bardzo czasu, by je wszystkie dokończyć i poprawić, więc trochę się jeszcze zejdzie, zanim je opublikuję. Plus jest taki, że przynajmniej nie będę miała momentu, gdy pomyślę sobie, że nie mam co pisać! A to dobra opcja. 
Btw, Alicia stoi przy oknie w kasku rowerowym we wzór różowo-pomarańczowego dinozaura w rakietką do badmintona w ręku i śpiewa jakieś chińskie piosenki... Ohh, nie mogę już słuchać tego języka :-P.


Okej... Jadę na zakupy! 
Do następnego!
Aga


PS. Zobaczcie, jaki super filmik ostatnio widziałam! KLIK

Saturday, December 13, 2014

Cloudloud Canyon State Park / "Aga nie nadaje się do tego, by być jak mama dla Alicii!"

Jakiś czas temu razem z Nathanem i Alicią wybraliśmy się do Cloudloud Canyon State Park w Rising Fawn w północno-zachodniej Georgii, po zachodniej stronie Lookout Mountain. Internet mówi mi, że jest to jedno z najbardziej malowniczych miejsc w naszym stanie, chociaż ja i tak uważam, że całość jest piękna. Wysokość od poziomu morza wynosi do 1,980ft (stóp), czyli ok. 603m. 


Chcieliśmy załapać się na ostatnie chwile jesieni w pełni. Wtedy było jeszcze w miarę kolorowo, choć i tak troszkę się spóźniliśmy. Tak czy siak, bardzo mi się to miejsce podobało!
















***

Co poza tym...

No ogólnie wszystko w miarę w porządku :). Piszę w miarę, bo tak całkiem, to chyba nie do końca. Między innymi dlatego, że ostatnio byłam trochę chora i nie miałam siły na nic, kompletnie NIC. W dodatku gorączka, więc i leki, i takie tam. Postanowiłam przesiedzieć to w domu i może poświęcić na to więcej czasu, ale nie miałam zamiaru iść do żadnego lekarza. I wtedy tak sobie pomyślałam, że widzę często na Facebooku i w różnych innych miejscach pytania od osób, które chcą być lub już są au pair i chcą dowiedzieć się czegoś na temat ubezpieczenia, cen, itp. Pomyślałam, że dodam taki post tutaj o moich doświadczeniach i może coś to komuś rozjaśni. Ale najpierw muszę to wszystko ogarnąć i złożyć w jakiś jeden sensowny kawałek. Pamiętam też o tym poście z moimi doświadczeniami ze szkoły, o którym Wam wspominałam. Nanoszę ostatnie poprawki!

Mam trochę problemów z babcią Alicii i przygotowuję się na rozmowę, która łatwa nie będzie, ale w końcu trzeba sobie wszystko wyjaśnić. A nie chcę iść tak o, po prostu na żywioł, tylko raczej wolę mieć ustalone, co chcę powiedzieć.
Nie lubię tego, że traktuje mnie, jak obcą osobę. Tak, jakbym nie mieszkała tu z nimi ponad rok już. Poza tym nie przyjmuje do wiadomości tego, że jestem kimś innym dla Nathana niż tylko osobą, która opiekuje się jego dzieckiem. Gdy ktoś nowy przychodzi do domu, to zawsze przedstawia mnie jako dziewczynę, która opiekuje się Alicią, zamiast powiedzieć, że jestem po prostu Aga, przez co ci inni myślą, że ja tu tylko pracuję. Widzę, że ma coś do mnie, gdy np. kłóci się z Alicią (jak dziecko z dzieckiem, bez kitu) i ja się odzywam. Ona nagle przestaje mówić i udaje, że nic nie słyszała, robiąc tylko te miny, jakby chciała mnie zabić. Tydzień temu odcięła mi dostęp do auta i nawet nic mi o tym nie powiedziała. Porozmawiała z Nathanem, a do mnie nie odezwała się ani słowem. Od tego momentu nasze rozmowy opierają się na zwykłym hello, how are you? albo it's cold outside. W dodatku poprawia wiecznie po mnie. Np. ja coś kupię i położę na jedną półkę, to później nie mogę tego znaleźć, bo ona wszystko poprzestawia tak, żeby jej było wygodnie. Nie możemy się zgodzić z takimi małymi rzeczami, jak np. zmywanie naczyń. Ja jestem przyzwyczajona do tego, że jak coś zrobię, to później od razu zmywam naczynia i mam czyste na bieżąco, itp. Ona natomiast robi składowisko brudnych naczyń na blacie i tak zbiera cały dzień, aż w końcu włoży wszystko do zmywarki. Nawet te rzeczy, które ja już wcześniej umyłam. Niedawno kroiłam sobie chleb, to usłyszałam złotą radę: be careful, maybe do it another way because this knife is very sharp! Jak to powiedziałam Nathanowi, to się zaśmiał i powiedział, że no tak, bo noże w Polsce to wszystkie tępe. Przed przyjściem osób, które sprzątają nam w domu, zawsze mówi mi coś w stylu: hide your towels somewhere so they won't see them albo jakiś czas temu butelka po winie stała na komodzie no i rano jej nie sprzątnęłam, bo musiałam wyjść. Po powrocie jej nie było, więc pomyślałam, że pewnie ci ludzie ją wywalili, ale później od niej usłyszałam: I put that wine bottle under the sink in your bathroom so they wouldn't think we drink alcohol. Serio?! Kiedyś przegięła całkowicie, jak powiedziała Nathanowi, że ona nie uważa, żebym ja nadawała się na to, by być jak mama dla Alicii. Nate powiedział, że nawet on się wtedy wkurzył. Do mnie tego nie powiedziała. Nie powiedziała też dlaczego, ale przypuszczam, że chodziło jej o to, że zachowuję się inaczej, niż ona. Czyli np. nie powtarzam milion razy Alicii, że powinna założyć kurtkę, gdy jedzie do matki i na dworze jest tylko przez kilka sekund albo że nie pouczam jej, że nie powinna jeść lodów przed obiadem lub też że jak ma problem, to nie powtarzam jej, że wszystko będzie w porządku i nie ma powodu do płaczu, tylko słucham jej zamiast tego, itp. Wiecie, o co chodzi, nie? Poza tym bardzo jej nie pasuje jeszcze jedna rzecz... Otóż, tuż po moim przylocie tutaj rozmawiała ze mną sporo a'propos tego, jak ona by chciała, żeby życie w tym domu wyglądało (głównie chodzi o Alicię), a jak Nathan to widzi (jak coś, wszystko jest tutaj - KLIK). Miała nadzieję, że pomogę jej zmienić jego myślenie. No ale niestety, zdecydowanie bardziej odpowiada mi jego styl życia, więc nie mam zamiaru tego zmieniać. I ona jest tym pewnie bardzo zawiedziona, więc nie ufa mi, że potrafię dobrze zająć się Alicią. Bardziej jednak interesuje mnie to, co Alicia mówi, czyli np., że wolała, jak byłyśmy same. Albo że czuje się bardzo spokojna przy mnie. Niedawno powiedziała mi też: Aga, you're like my mom... I mean, not like Fang but like a real, normal mom. Niezwykłe jest usłyszeć to wszystko od dziecka, które ma tak złe doświadczenia z innymi ludźmi!
Na zakończenie dodam, że ona bardzo przejmuje się tym, co inni ludzie o niej myślą, dlatego zawsze jest niesamowicie miła. I mimo tego, że ja nie daje sobą pomiatać i często, jak coś ode mnie chce (np. to, o czym wspomniałam, czyli schowanie ręczników, itp.), a ja odpowiadam, że tego nie zrobię, to ona nadal ani słowa. I możliwe, że w myślach wbiła mi nóż w plecy już milion razy, ale w życiu nic mi nie powie. Dlatego ja to wyjaśnię, bo tak się nie da żyć. I zobaczymy, jak będzie.
No, wygadałam się... Dzięki za taką możliwość ;).

Na zakończenie coś zupełnie innego!
Moja znajoma z pracy z Warszawy wraz z dwójką jej znajomych, założyła cukiernię o nazwie Legal Cakes. Reklamują się tak: Legal Cakes to pierwsza w Polsce cukiernia, której wypieki spełniają wszelkie kryteria dietetyczne i mogą stanowić pełnowartościowy element każdej diety. Uważam, że pomysł jest bardzo fajny i inicjatywa godna pochwały i uwagi. Dlatego pomyślałam, że napiszę o tym tutaj, bo może ktoś z Was również się zainteresuje. Więcej info zobaczycie na TEJ stronie lub na FACEBOOKU, a poniżej filmik promocyjny!



Do następnego!
Aga

Saturday, December 6, 2014

I-statement - jak skonftrontować innych z naszymi problemami, które stwarzane są przez to, co oni robią lub mówią?

________________________


Zacznę od tego, że ten post jest nie tylko o tym, jak rozmawiać z dziećmi, ale o tym, jak rozmawiać ze wszystkimi w momencie, gdy mamy problem, zamiast kłócić się z nimi i zrywać sobie gardło krzycząc na siebie nawzajem, a później przepraszać się i sprawiać, że problem, który był, nadal pozostaje nierozwiązany. Wiem, że wyszło mi długie zdanie z milionem przecinków, ale wiecie, o co chodzi.


Ludzie mają sporo sytuacji, w których są zirytowani przez coś, co robią inni ludzie. Niemożliwe jest to, by zawsze żyć w zgodzie z kimś, z kim się mieszka, więc czasami konflikty są spowodowane naprawdę małymi rzeczami, które nagle wyprowadzają nas z równowagi. Większość radzi sobie z nimi w jeden sposób, czyli mniej więcej tak:
Przestań to robić!
Jesteś bardzo denerwujący!
Boże, jesteś taki okropny!
Jak mogłeś zrobić coś takiego?!
Powinienieś wiedzieć wcześniej, by tego nie robić!
Nie możesz się tak zachowywać!

Co ta osoba odpowiada? Zazwyczaj jest to coś takiego:
Nie krzycz na mnie!
Co zrobiłem?!
Nic nie zrobiłem!
Ty jesteś nawet gorszy!
Ja po prostu dobrze się bawię!
Ale ja chcę!

Ta osoba czuje się zaatakowana, więc zaczyna się bronić, co jest całkowicie normalną rzeczą w takiej sytuacji i bardzo często rozpoczyna się kłótnia. Ponadto, czasami ta druga osoba nie wie, co właściwie zrobiła, bo nie czuła ona, że to było jakkolwiek złe. Nie możemy przewidywać, co druga osoba robi (np. chce się teraz skupić, bo pracuje nad ważnym projektem do szkoły), i  że coś, co chcemy zrobić, będzie jej przeszkadzać. Zostawianie ich więc z tym uczuciem, że zrobili coś złego i jesteśmy z tego powodu źli, ale nie mówimy, co to tak naprawdę było i jak się czujemy, jest zwyczajnie niesprawiedliwe. Jest sposób na poradzenie sobie z tym z szacunkiem do innych, więc nikt nie będzie czuł się zaatakowany czy zignorowany. Sposób ten nazywany jest I-statement (tłumaczenie dosłowne: ja-oświadczenie). Mówimy o tym, co my czujemy, co jest naszym problemem - bo nasze problemy są nasze i nie oznaczają, że coś jest nie tak z drugą osobą - czego potrzebujemy, itp. Używamy ja, zamiast ty.

Confrontive I-statement (skonfrontowanie kogoś z naszym problemem, który stworzony jest przez coś, co ta osoba robi/mówi) składa się z trzech części:
1. zachowanie,
2. uczucie,
3. efekt.

1. Zachowanie
W trakcie opisywania zachowania, które stwarza nam problem, trzeba zrobić to używając tyle szczegółów, ile możliwe. Co więcej, musi to być szczery opis, więc druga osoba może zrozumieć, o co nam chodzi. Jeśli ktoś biega w kółko, trzaskając drzwiami tak, że cały dom się trzęsie i ten hałas drzwi sprawia, że się denerwujemy, bo przyprawia nas on o ból głowy, mówimy o tym, co sprawia nam ten problem, czyli, w tym przypadku, trzaskanie drzwiami - nie bieganie. Lub, jeśli ktoś śpiewa bardzo głośno i nie słyszymy własnych myśli, problemem jest głośność, a nie śpiewanie samo w sobie. Powinniśmy powiedzieć, co widzimy/słyszymy dokładnie, a nie co myślimy, że druga osoba robi - np. kiedy mówisz, że... zamiast kiedy popychasz mnie do... Nie powinniśmy też przekazywać żadnych ukrytych wiadomości, jakimi są np. rozwiązania do problemu, np. gdy rzucasz te chusteczki na łóżko, a nie do kosza... Słowo kosz jest w tym momencie wysłaniem rozwiązania.

2. Uczucie
Bardzo ważne jest to, by być całkowicie szczerym z naszymi uczuciami; by być w stanie powiedzieć, że jesteśmy zranieni czy cokolwiek, bez uczucia strachu, że pokazujemy swoją słabość w danym momencie (często dorośli nie robią tego z dziećmi i na pewno znacie teksty w stylu: idź do pokoju, bo teraz dorośli rozmawiają... lub płakanie i odpowiadanie dziecku, że wszystko jest okej w momencie, gdy nie jest i owe dziecko wyraźnie to widzi; w tym przypadku musi się to zmienić). To działa tylko wtedy, gdy uczucie, o którym mówimy, łączy się z całością. Jeśli powiemy, że jesteśmy smutni, a nasze całe ciało jest spięte ze złości lub jeśli powiemy, że czujemy się dobrze, a płaczemy, to ta druga osoba od razu zauważy, że kłamiemy. Nie możemy oczekiwać, że zrobią cokolwiek, że nam pomogą. Szczególnie wtedy, gdy nie jesteśmy szczerzy.

3. Efekt
To nie zadziała, kiedy ktoś rzuca na nas małymi patyczkami, a my mówimy, że boimy się, iż umrzemy lub będziemy poważnie zranieni, bo każdy wie, że niemożliwością jest umrzeć będąc obrzucanym małymi patyczkami. Chodzi tu o wyolbrzymianie. Osoba, która to robi, poczuje od razu, że coś jest nie tak; będzie wiedziała, że jest manipulowana i zacznie się bronić, będzie zła. Możemy powiedzieć, że obawiamy się, że nasze białe spodnie będą brudne, jeśli to prawda. To jest prawdziwa informacja.
Możliwe, że ta część nie będzie istniała w danej sytuacji, więc wtedy nie powinniśmy wymyślać jej tak po prostu, ponieważ skłamalibyśmy i druga osoba od razu by to odczuła.

Czasami I-statement nie działa. Jednym z powodów może być to, że osobę, z którą rozmawiamy, nie interesujemy my, więc możliwe, że jest jakieś niewyjaśnione nieporozumienie i to wtedy staje się naszym nowym, większym problemem i powinniśmy skupić się na tym. W przeciwnym razie, moglibyśmy rozmawiać o naszym pierwszym problemie przez kilka godzin, a to i tak nic by nie dało. Drugim powodem może być to, że to, co ta osoba robi, może być dla niej zwyczajnie ważniejsze; mogą mieć jakieś zmartwienie od jakiegoś czasu i w danej chwili nie obchodzi ich nic innego. Lub po prostu nie chcą wkładać zbyt wiele wysiłku w słuchanie.

Jeśli to jest prawda i osoba ta próbuje zmienić temat, istnieje sposób, by sobie z tym poradzić. Powinniśmy rozważyć, co mówi; pokazać, że rozumiemy i wtedy wrócić do tego, co powiedzieliśmy wcześniej. Na przykład, mówimy naszemu synowi, że kiedy pali papierosy, boimy się, że będzie chory. Wtedy on mówi, że nie obchodzi go to, bo lubi palić. Wtedy jest nasza kolej, by powiedzieć, że widzimy, iż lubi palić i nie obchodzi go czy będzie zdrowy, czy nie, ale my wciąż się martwimy, że coś się stanie, a nie chcemy tego, bo zależy nam na nim. Nie możemy oczekiwać od nikogo zmian zachowania, bo to jest tylko i wyłącznie ich decyzja czy to zrobią, czy nie. Możemy poprosić jednak o to, by być usłyszanym, by nasze wątpliwości zostały rozważone. Wtedy wiemy, że dana osoba wzięła pod uwagę nasze zdanie, ale jeśli nie chce niczego z tym zrobić, ma do tego prawo. Zazwyczaj jednak, gdy mamy między sobą dobre relacje, zawsze znajdzie się rozwiązanie do naszego problemu!

Czasami trudno jest słuchać drugiej osoby, gdy chce ona zmienić temat, bo coś może zranić nasze uczucia czy nawet możemy się po prostu gdzieś spieszyć. Problem wtedy polega na tym, że musimy pamiętać, iż obie strony mają prawo się wypowiedzieć i nie możemy oczekiwać drugiej osoby do słuchania nas, kiedy my nie chcemy słuchać jej.

Ponadto, niektóre z ich wyjaśnień mogą być całkowicie nieprawdziwe dla nas. Na przykład, wracając do sytuacji z drzwiami, dziecko może powiedzieć: ale kiedy trzaskam drzwiami, wiatr wieje i wtedy mogę biec szybciej! Odpowiedzenie czegoś w stylu: to nie jest prawda, nie będziesz szybszy! nic nie da. Zamiast tego, lepszym pomysłem byłoby powiedzieć coś takiego: więc chcesz być szybszy niż jesteś normalnie, dlatego potrzebujesz tego wiatru, który wieje po tym, jak trzaskasz drzwiami do pomocy w tym! Rozumiem. Jednak ja nadal mam ten problem... Bardzo dobrą rzeczą jest dzielenie ich ekscytacji, bo jeśli oni są czymś podekscytowani, a my odpowiadamy im w bardzo spokojny i cichy sposób, pokażemy im, że tak naprawdę w ogóle nam nie zależy. Dlaczego więc miałoby ich to obchodzić?

Tak więc nawet wtedy, gdy I-statement nie działa na początku, w końcu zawsze zadziała. Musi to być szczere i pełne szacunku. Musimy pamiętać również o uczuciach innych ludzi, dbając o nasze własne w tym samym czasie.

Dziś, gdy to pisałam, Alicia leżała obok mnie i grała na swoim iPadzie. Machała swoimi nogami, które były bardzo blisko mojego długopisu. Powiedziałam więc coś takiego: kiedy ruszasz swoimi nogami w ten sposób, są one bardzo blisko mojego długopisu i papieru i obawiam się, że uderzysz we mnie i będę miała tę długą linię wzdłuż kartkiOdpowiedziała: oh! Przesunę się! i przesunęła się nieco. Nie poszłoby to tak łatwo, gdybym powiedziała: Alicia! Jesteś za blisko! Posuń się! Zaczęłaby się bronić, bo zaatakowałabym ją bez wyjaśnienia, co było moim problemem, unosząc głos. Nie tylko słowa się liczą, ale ton naszego głosu również.

Bardzo chętnie podam Wam więcej przykładów z życia wziętych (może bardziej skomplikowanych), jeśli macie ochotę je poczytać. Dajcie znać w komentarzach! Dajcie również znać, jeśli macie ochotę poczytać o moim doświadczeniu w tym temacie - nie chciałam wrzucać wszystkiego w jeden post, by nie był mega długi. Chętnie przeczytam również Wasze opinie na temat tego, co przeczytaliście powyżej. Odpowiem jednak od razu na jedną rzecz, która może się znowu pojawić - nie wyluzuję, bo te tematy są dla mnie ważne i czuję potrzebę dzielenia się nimi z Wami.

Do następnego!
Aga & Nathan


PS. Pełny spis postów z tej serii znajdziecie w zakładce o dzieciach w pasku menu pod nagłówkiem. 

I-statement - how to confront people with our problems which are caused by what they do or say?

_______________________


People have a lot of situations when they're annoyed by what other people do. They usually handle this in one way, which is something like:
Stop doing this!
You're very irritating!
Oh my God, you're so horrible!
How could you do something like that?!
You should have known to not do it!
You can't do it!

And what that person responds? Usually it's something like this:
Don't yell at me!
What did I do?!
I didn't do anything!
You're even worse!
I'm just having fun!
But I want to!

That person feels attacked so starts to defend himself which is a completely normal thing in a situation like this and it brings an argument very often. Also, sometimes he doesn't know what he actually did because it didn't feel like it was something wrong. We can't predict what other person's doing (for example, that want to focus) and that something we want to do will bother them, so leaving them with this feeling that they did something wrong and we're angry but we're not saying what it was and how we feel, is very unfair. There's a way of dealing with this and to do it in a respectful way so that nobody will feel attacked or ignored. It's called an I-statement. We're talking about what we feel, what is our problem - because our problems are ours, it doesn't mean there's something wrong with other person - what we need, etc. We use I instead of you.

A conftrontive I-statement contains three parts:
1. behavior,
2. feeling,
3. effect.

1. While describing a behavior that causes us a problem, we need to do it with as many details as possible. Also, it has to be an honest description so the others can understand what we mean. If someone is  running back and forth, slamming the door so the whole house is shaking and this sound makes us be annoyed because it brings us a headache, we talk about what it is that causes us a problem which, in this case, is slamming the door - not running. Or, if someone is singing very loudly and we can't hear our own thoughts, the problem is the volume and not singing itself. We should say what we see/hear exactly, not what we think the person is doing - for example, when you're saying this... instead of when you're pushing me... Also, we shouldn't give our own hidden messages like solutions to the problem.

2. It's important to be totally honest with our feelings; to be able to say that we're hurt or whatever, without being afraid of showing our weakness at the moment. It works only when the feeling we have matches the whole us because if we say we're sad but our whole body is tense with anger or we say we're fine but we're crying, then the other person will see that we're lying very clearly. We can't expect them to do anything, especially when we're not honest.

3. It won't work when someone's throwing small sticks at us and we say we're afraid we'll die or we'll be seriously hurt because everybody knows it's impossible to die from little sticks that are throwing at us. The person doing this will sense something wrong; will know he's being manipulated and will defend himself, get angry. We can say that we're afraid that our white pants will be dirty if this is the case. This is real then.
It's possible this part of I-statement doesn't exist and then we shouldn't try to find it just because. Simply because we'd lie and the other person is able to sense it.

Sometimes I-statements don't work. One of the reasons might be that someone we talk to doesn't really care about us so there might be some unresolved problem with them and then it becomes our new, bigger issue and we should focus on this. Otherwise, we could talk about our first problem for hours and it wouldn't work. Second, the thing they're doing might be more important to them; they might have something bothering them for a long time and they don't care about anything else. Or they just don't want to put much effort in listening at the moment.

If this is the case and someone is trying to change the subject, there's a way to handle it. We should reflect what they say, show them that we understand and go back to where we are at again. For example, we tell our son that when he smokes cigarettes, we're afraid that he'll get sick. Then he says he doesn't care because he likes it. So we say we see that he likes it and he doesn't care if he gets sick or not, but we're still afraid that something will happen and we care about him. We can't expect anyone to change their behavior because this is just their choice if they do or not. What we can ask for is to be heard, reflected. Then we know the other person considered what we said but if they don't want to do anything with this, this is their right. But usually when the relationship between us is good, there will always be a solution to the problem.

Sometimes it's hard to listen when someone wants to change the subject because something might touch us personally or we might be in a hurry. The problem is that we need to remember that both sides have the right to speak we can't expect the other to listen if we don't want to listen to them either.

Also, some of their explanations might be totally not true for us. For example, going back to the door thing, that kid might say: but when I slam the door, the wind blows and I can run faster! Saying something like, this is not true, you won't be faster! won't do anything good. Instead, better thing to say would be something like this, so you want to be faster than you are normally so you need this wind that blows after you slam the door to help you! Got it. However, I still have this problem... Very good thing is to share their excitement because if they're excited about something and we reflect in a very calm and quiet way, we'll show them we don't care. Why would they care about us then?

So even if I-statements don't work at first, they will work eventually. They need to be honest and respectful, and we need to remember about other people's feelings and needs as well, caring about our own at the same time.


Today I was sitting and writing this thing, Alicia was laying by me, playing a game on her iPad. She was moving her legs which were very close to my pen. So I said something like, when you're moving your legs like this, they're very close to my pen and paper and I'm afraid you'll bump into this and I'll have a big long line across.  She said: oh! I'll move! and she moved a little bit. It wouldn't go that well if I said, Alicia! You're too close! Move! She'd get defensive because I'd attack her without explaining what my problem was. Not only words but the tone of our voice counts too.


Talk to you next time!
Aga & Nathan

Thursday, November 27, 2014

Wycieczka na Florydę: Orlando - Disneyworld; Tampa - Busch Gardens

Do Orlando pojechaliśmy na spotkanie rodzinne. Nathan ma czwórkę rodzeństwa i wszyscy oni, wrac z Margie oczywiście, spotykają się przynajmniej raz do roku w jednym miejscu. Czasem ktoś zabiera swoje dzieci, ale Alicia jest najmłodsza; po niej jest jedna dziewczyna, która ma 19 lat. Jechaliśmy autem i w jedną stronę wychodzi 6,5 godziny nie licząc przerw. Tragedii więc nie ma.


Szczerze, to nie mam jakoś nic ciekawego do opowiadania. Nie działo się nic niesamowitego, a ze spotkaniami rodzinnymi, to wiadomo, jak to jest. Tym bardziej dla kogoś totalnie z zewnątrz, czyli mnie. Zazwyczaj siedziałam w grupie, wszyscy o czymś rozmawiali, wspominali, śmiali się, a ja tak myślałąm... Mhm, nie mam pojęcia, o czym oni mówicie, więc tylko tak sobie tu posiedzę.

Jednego dnia ja, Alicia i Nate poszliśmy do Disneyworld (kolejny punkt na mojej liście odhaczony!). Pierwszym pomysłem było ogarnięcie Hollywood Studios, ale niestety zamykali bardzo wcześnie, bo o 4pm! Ostateczna decyzja padła więc na Magic Kingdom, czyli różnego rodzaju ksieżniczki, itp. Dobre i to! Mimo tego, że byliśmy tam poza sezonem, w środku tygodnia i w dodatku nie było jakoś bardzo ciepło - ludzi było niesamowicie dużo! 
Powiem Wam, że byłam kiedyś w Disneyland w Paryżu i niby to samo, ale jednak ten park w Paryżu podobał mi się bardziej.
Bardzo podobał mi się ten klimat wieczorem, który tworzyło milion światełek dookoła, te wszystkie ozdoby świąteczne i zapachy z restauracji.












Dzień po Disneyworld pojechaliśmy do Busch Gardens, czyli do parku rozrywki, który mieści się w Tampie. Tym razem wszyscy podzieliliśmy się na dwie grupy. Jedna to ci, którzy szli na rollercoastery, czyli ja, Nathan, jego dwóch braci i jedna z sióstr; druga grupa to cała reszta i oni robili rzeczy typu głaskanie zwierząt, itp. Baaaardzo fajnie było, naprawdę! Ta adrenalina jest super! Pokażę Wam trzy filmiki z YouTube...


Ten rollercoaster powyżej nazywa się SheiKra i pamiętam, jak może dwa miesiące temu przypadkiem trafiłam na filmik z nim w roli głównej na Facebooku. Nie miałam pojęcia z jakiego parku to, bo nikt nie odpowiedział na to pytanie w komentarzach, a post był w jakimś arabskim czy coś. Jakie więc było moje zaskoczenie, gdy zobaczyłam ten właśnie rollercoaster w Busch Gardens! I to był pierwszy w moim życiu, w którym usiadłam w pierwszym rzędzie ;-).


Jeśli ktoś z Was był na "tradycyjnej" wieży, na którą wjeżdża się po to, by za moment spaść na dół, to znacie pewnie to uczucie, że wszystkie Wasze wnętrzności podnoszą Wam się do góry... Nie jest to zbyt przyjemne. To, co na filmiku, widziałam pierwszy raz w życiu. Fotele przechylają się (od 0:58) tak, że twarz skierowaną macie w stronę ziemi i dzięki temu nie ma w ogóle tego dziwnego uczucia, o którym wspomniałam przed chwilą. Ktoś miał super pomysł!


To też jest coś, czego nigdy wcześniej nie spotkałam. Zazwyczaj jest tak, że rollercoastery na początku jadą dość wolno i przez to rośnie adrenalina pewnie :-P, a w tym jest tak, że wystrzela bardzo szybko od samego początku. Nie widziałam żadnych filmików ani nic i nie spodziewałam się tego, więc bardzo fajnie było się zaskoczyć, siedząc już w fotelu.


Brzmi to trochę tak, jakbym reklamowała ten park rozrywki, nie? Szkoda, że nikt mi nie zapłacił :-P.

Do następnego!
Aga


PS. Nie mam nic do powiedzenia na temat Thanksgiving oprócz filmiku, który wrzucam poniżej. Wiem, że to głupie i w ogóle, ale mimo to naprawdę mnie rozbawiło! A kto mi to pokazał? Nate oczywiście!