Tuesday, August 27, 2013

Jak się nie ma, co się lubi...

...to się lubi tych, co mają! Nie no, żartuję. Powinnam dokończyć to zdanie raczej tak: "...to się lubi, co się ma". Można by też powiedzieć: "...to się to zmienia, by polubić". Eee... Dobra, zależy od sytuacji, bo każdy może wymyślić inne zakończenie, które będzie pasować. U mnie w tym przypadku pasowałaby najbardziej druga opcja. 

Chodzi o moją pracę, bo po przedwczorajszym dniu straciłam resztki mojej wiary w człowieka. Nie robię nic nadzwyczajnego - jestem recepcjonistką w szkole tańca. Siedzę tam już prawie dwa lata i naprawdę to lubię! Lubię ludzi - i kursantów, i pracowników. Fajnie mi się z nimi rozmawia, czasem się pośmiejemy, jest wesoło, przyjacielsko i w ogóle. Jest spoko. Wiadomo, że bywają spięcia, ale to przynajmniej oczyszcza atmosferę, więc i to jest potrzebne. Zarabiam, więc mogę wydawać kasę, na co tylko chcę. Mogę mieć wolne, kiedy chce. No żyć, nie umierać. Bywa jednak czasem tak, że wracam do domu, łapię się za głowę i myślę: "WTF?!".

Przedstawię Wam kilka ludzkich zachowań, które zaobserwowałam u naszych kursantów i podam przykłady...

Zachowanie nr 1: Analfabetyzm wsteczny - nie rozumiem otrzymywanych informacji.
Przykład: Przychodzi facet, który mówi, że ma wykupiony karnet. Sprawdzam i widzę, że nic już na nim nie zostało i trzeba dopłacić, więc grzecznie o tym informuję. Ów mężczyzna burzy się i mówi, że to niemożliwe. Wywiązuje się dialog:
Pan: Kupiłem przecież karnet za 155zł (...).
Ja: Proszę pana, taki karnet nie istnieje. Kupił pan karnet za 130zł, uiścił pan jednorazową opłatę 10zł za kartę członkowską i dopłacił pan 15zł w promocji za drugie zajęcia tego samego dnia. Karnet ten kosztuje 130.
Pan: Ale czy pani nie rozumie, że ja kupiłem karnet za 155?!
I weź z takim rozmawiaj... Najlepsze jest to, że oczywiście pan, o którym piszę, nie jest odosobniony!

Zachowanie nr 2: Lew/Lwica - walczę o swoje za wszelką cenę.
Przykład: Dzwoni pani, która mówi, że kilka dni wcześniej (podkreślam: kilka dni!) zostawiła w szatni spódnicę i czy nie mogłabym pójść i zobaczyć, czy gdzieś nie leży. My generalnie nie odpowiadamy za to, co kursanci zostawiają, a, jeśli sprzątaczka coś znajdzie, to wrzuca to do kosza ze znalezionymi rzeczami. Odpowiadam więc pani, że niestety nie i powtarzam to, co napisałam przed chwilą - nie odpowiadamy za rzeczy pozostawione w szatni, ale może oczywiście przyjechać i zobaczyć, czy coś jest. W odpowiedzi usłyszałam, że jestem chamska, niepomocna, że nie dbam o interesy klientów i ona złoży na mnie skargę.
Ciekawostka: później dzwoniła jeszcze dwa albo trzy razy.

Zachowanie nr 3: Jam jest pan i władca - wiem lepiej, niż ty.
Przykład: To jest po prostu fenomen i chyba mój faworyt wśród typów, które nazwałam!
Najlepszym przykładem niech będzie kursant, do którego wraz z koleżanką musiałyśmy wzywać policję. Przyszedł i chciał wejść na zajęcia, korzystając z Groupona, który wykupił 10 tygodni wcześniej. Oczywiście nie przeczytał informacji, zawartych na kuponie (na jego pierwszej stronie zresztą) i nie obczaił, że od momentu aktywacji ma tylko 9 tygodni na jego wykorzystanie. Jeśli tego nie zrobi w tym czasie, to niewykorzystana część przepada. Informuję pana o zaistniałym fakcie, a ten do mnie, że to niemożliwe. Przecież on kupował na 8 wejść, a wykorzystał tylko na 5, więc jak to?! Przecież on kupował na ten jeden kurs, a dwa razy były odwołane zajęcia, więc jakim cudem?! (Wyjaśniam: Groupon był na wszystkie zajęcia, nie trzeba było wybierać konkretnego kursu). Mówię więc, że było inaczej i pewnie nie przeczytał warunków korzystania, bo wszystko było wyjaśnione. Co więcej, drukuję mu ów Groupon i pokazuję dokładnie, gdzie co jest, a ten dalej swoje! Zaczął wymachiwać mi rękami przed nosem, był bardzo agresywny i w pewnym momencie miałam wrażenie, że za chwilę mnie uderzy. Mówił, że go oszukuję, że okradam go z pieniędzy. Zaczął robić mi zdjęcia, gdy nie chciałam podać mu swojego nazwiska (nie mam takiego obowiązku). Mi puściły nerwy i musiałam wyjść na dwór, gdzie się zwyczajnie popłakałam ze złości, a moja koleżanka wezwała policję, która pana wyprowadziła na zewnątrz, nie dowierzając, że naprawdę robi awanturę o coś takiego i muszą tracić czas na głupoty.

Zachowanie nr 4: Cichociemni - wejdę i udam, że mnie nie ma.
Przykład: Przychodzi kobieta, która przemyka obok recepcji mówiąc, że zostawiła coś w szatni i przyszła to wziąć. No spoko, myślę sobie, skoro zapomniała i chciało jej się przyjeżdżać po to, niech szuka. Zajmowałam się innymi kursantami i zapomniałam o niej. A później, gdy poszłam liczyć ludzi obecnych na sali, okazało się, że wspomniana wyżej pani uczestniczy w zajęciach! Podchodzę i mówię, że nie opłaciła lekcji i musi to załatwić teraz, bo takie mamy zasady, a poza tym mi się w systemie nic nie zgadza, a przecież raporty muszę zdawać. Ona na to: "no przecież ja płaciłam, jak weszłam!". No ręce opadają. W innej sytuacji, inna kobieta odpowiedziała: "dlaczego mam płacić, skoro to jest poziom niżej niż ten, na którym ja jestem?!".

Zachowanie nr 5: Szare myszki - powiem tak, żeby nie słyszała, niech się męczy!
Przykład: To jest grupa ludzi, która nie sprawia problemów, ale jest bardzo irytująca pod tym względem, że:
a) BARDZO cicho mówią i nic nie słychać z mojego stanowiska, a jeszcze lepiej jest, gdy są zajęcia i z sal słychać grającą muzykę;
b) proszeni o to, by mówili głośniej, olewają to;
c) wstydzą się tego, na jakie zajęcia przychodzą (zauważyć to można w momencie, gdy kobiety zaczynają przychodzić na lap dance, tudzież sexy dance lub taniec z krzesłem - wiele z nich wstydzi się głośno powiedzieć, że przyszła na te zajęcia, a już zwłaszcza w momencie, gdy tworzy się za nimi kolejka i inni słyszą, o czym się rozmawia).

Zachowanie nr 6: Wiem, że nic nie wiem - nie mam pojęcia, o co mi chodzi, ale zadzwonię.
Przykład: "Bo wie pani co, ja bym chciała iść na zajęcia. Jakie? No nie wiem, jakie. Jakie macie? ...Aha. Głównie salsę, mhm. A w parach czy solo? Rozumiem, i takie, i takie, a kiedy? Aha, dobrze, ale ja w sumie nie chcę tańczyć salsy... No dobrze, a breakdance macie? Nie?! No przecież na stronie jest, że macie. A, no dobrze, to ja chyba na inną stronę weszłam..."



No, także teraz żegnam się, życzę miłego dnia i - do pracy, rodacy :)!

***

PS. Na te kilka pytań, które widziałam w komentarzach, odpowiedziałam również w komentarzach, więc zerknijcie :). Ewentualnie, jeśli były to pytania dotyczące wyjazdu jako au pair, możecie wejść w zakładkę "program au pair - mój etap". Tam wszystko wyjaśniłam :).

17 comments:

  1. łooo, hej - to się nadaje na jakiś artykuł do gazety :D Naprawdę, świetnie mi się to czytało i generalnie się uśmiałam :D

    PS. Pisząc własnego bloga mieszkam trochę spraw - kilka podróży, au pair i szczypta życia prywatnego. Przeglądałam liczne blogi i tam głównie jest jeden motyw przewodni, np. ja jako au pair w Ameryce. Wchodzę do Ciebie i patrzę, że też jest kontrolowany chaos :-) Fajne rozwiązanie z tą zakładką! :-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Cieszę się, że Ci się podoba :D.
      Kontrolowany chaos to rzecz, którą lubię. Rozumiemy się więc! Fajnie czasem też i o czymś innym napisać :)

      Delete
  2. Są ludzie i parapety!!! Nie przejmuj się:)
    Ty studiujesz może psychologię? :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. W sumie to się nie przejmuję. Już nie. Przyzwyczaiłam się :).
      Nie, nie studiuję psychologii. A co, piszę w taki sposób? :D

      Delete
    2. Kiedy czytałam ten wpis byłam przekonana, że tak, hahaha:D
      A studiujesz coś? :>

      Delete
    3. W sumie fajnie :D. Zawsze to jakiś punkt zaczepienia. Nie, nic nie studiuję. Postanowiłam nie zaczynać studiów w Polsce, a nawet, jakbym chciała, to nie miałabym żadnego pomysłu :O

      Delete
    4. Przeglądając Twoje wpisy śmiało mogę stwierdzic, że bylabys świetnym psychologiem hahaha:d
      Więc chcialabys studiować za granicą? Jaki kraj Ci sie marzy?
      A moglabys jeszcze powiedzieć czym dotychczas sie zajmowałś? : >

      Delete
    5. Odpowiedź w najnowszej notce!

      Delete
  3. A mogłabyś wstawić swój list i wideo na bloga? Jeśli to oczywiście nie był by dla Ciebie problem? :D

    Bardzo podoba mi się powyższa notka:D

    ReplyDelete
    Replies
    1. List wrzucę, nad filmikiem muszę się zastanowić haha spoko, zrobię to na dniach :)

      Delete
  4. Haha, bywają ciężkie przypadki :P przynajmniej się nie nudzisz w pracy!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tak, to jest ogromny plus tego wszystkiego :)

      Delete
  5. A propos kontrolowanego chasu...zawsze mamię powtarzałam, gdy przewracała się o coś w moim pokoju " porządek do może mieć każdy, ale geniusz panuje nad chaosem " ! :P

    Ręce i cycki opadają z takimi klientami. Ludzie czasem naprawdę nie zdają sobie sprawy jak się zachowują i jak inni to odbierają. Myślę, że każde stanowisko pracy otwiera nam oczy na takie sprawy, gdy zaczynami okiem osoby trzeciej obserwować niektóre zachowania .

    Fajnie się Ciebie czyta :)
    Widzę, że też marzysz o Cali, też marzyłam, ale wylądowałam gdzie indziej :) A raczej dopiero wyląduję !
    Zapraszam do mnie !

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ten tekst o chaosie będę powtarzać mojej siostrze, jak tylko będzie się rzucać, że znowu rozwaliłam moje ciuchy po pokoju ;D.

      Masz rację. W takich sytuacjach człowiek wie, jak się nie zachowywac, by innych nie denerwować.

      Dzięki :).

      Delete
  6. No niby tak, ale przynajmniej po tych negatywnych jesteś świadoma co może Cię spotkać, bo nie wszyscy mają kolorowo i gdzieś w podświadomości zdajesz sobie sprawę, że każdemu takie coś może się przytrafić, nawet Tobie. I ja mam tak, że sobie myślę "kurczę.. no będę walczyć :D" wiadomo, czasami psychika Ci na to nie pozwala, ale dobrze wiedzieć o prawdziwym życiu jako au pair.

    ReplyDelete
  7. Haha nie mogę z tego obrazka :DD

    ReplyDelete